Ej! Zagląda
ktoś tu jeszcze? Bo córka marnotrawna wróciła. Wróciłam dzięki namowie Romily
Asterii Ellis i to właśnie jej dedykuję ten rozdział, ale także z powodu mojego
sentymentu do tego opowiadania. Było to moje pierwsze opowiadanie i mam zamiar
doprowadzić je do końca chociaż rozdziały będą się pojawiać średnio raz na miesiąc.
D
iana wraz z Vivian szły do swojego dormitorium przygotować
się przed dzisiejszą, huczną imprezą w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Dziś były
urodziny profesora Notta. Jednak impreza nie miała nic wspólnego z jego
urodzinami. Po prostu Nott co roku w dzień swoich urodzin brał sobie wolne. W
sumie nikt nie wiedział co robi przez cały dzień, kiedy go nie ma, ale nikogo
nie obchodziło to zbytnio. Liczyło się to że nie było żadnych ograniczeń. Cały
zapas alkoholu z Pokoju Życzeń już znajdował się już w Pokoju Wspólnym, a cały
Hogwart żył dzisiejszym wieczorem. Oczywiście nie każdy mógł sobie tak po
prostu wpaść do Ślizgonów na najgorętszą imprezę roku. Trzeba było mieć
jakiegoś dobrego znajomego Ślizgona.
- Ej, Mała! – usłyszały czyjś znajomy głos za plecami. Już po
chwili był przy nich James Potter.
- Potter, mówiłam ci coś. – powiedziała z westchnieniem
Diana. Jednak nie była dla niego taka surowa jak jeszcze kilka dni temu. Ich
relacje od tego czasu uległy znacznemu ociepleniu.
- No wiem, wiem… - westchnął z szelmowskim uśmieszkiem James.
– Wybieracie się na dzisiejszą imprezę, co ?
- No jak mogłybyśmy to przepuścić – wtrąciła się Vivian.
- Chyba musiałaby się jakaś tragedia wydarzyć… - zaśmiała się
Diana. Ostatnio zdarzało jej się to coraz częściej. Zrobiła się zdecydowanie
bardziej otwarta i coraz cześciej się uśmiecheła i wygłupiała z innymi z czego niezwykle cieszyli się jej
przyjaciele.
- A tak co do tragedii… - mrukną Potter wskazując dziewczyną
ruchem głowy stojącą na końcu korytarza McGonnagal. Wyglądało na to że
poszukuje kogoś w gąszczu uczniów przelewających się przez korytarze do swoich
dormitoriów.
- O ! Panno Malfoy! – zawołała wreszcie dyrektorka
zauważywszy Ślizgonki idące z Jamesem Potterem i ruszyła w ich kierunku.
- Powodzenia – mrukną James posyłając blondynce pokrzepiający
uśmiech. Ze śmiechem zarzucił jej kopniaka na szczęście i ruszył w kierunku
błoni gdzie czekał na niego błękitno włosy Louis Weasley.
- Dzień Dobry, Pani Profesor– przywitały się grzecznie Vivian
i Diana.
- Dzień Dobry, Panno Parkinson, Panno Malfoy.– Skinęła im głową kobieta.
- Zobaczymy się w dormitorium.– dodała szeptem Vivian i zniknęła
w tłumie dołączając się do grupki Ślizgonów zmierzającej do lochów.
- Chciała Pani mnie widzieć? – spytała zaniepokojona
Malfoyówna. Kiedy McGonnagal kogoś wzywała do siebie to nigdy nie wróżyło to
niczego dobrego. Ostatnio gdy wezwała do siebie Arię Nox to tylko po to żeby
jej przekazać list od Ministerstwa z wiadomością o śmierci jej rodziców.
Ostatnio takie listy dostawała coraz większa ilość uczniów i nikt nie wiedział
kto stoi za owymi tajemniczymi zabójstwami. Diana czuła jak żołądek podchodzi
jej do gardła. Zaczęła się bać o swojego ojca, który od jakiegoś czasu do niej
nie pisał. Myślała że jest po prostu zapracowany…
- Tak. Muszę z tobą porozmawiać. Może przejdziemy do mojego
gabinetu – zaproponowała starsza kobieta. Diana skinęła tylko głową i ruszyła
za profesorką. Narastała w niej coraz większa panika. Gdy znalazły się w
gabinecie kobieta kazała jej usiąść.
- Dziś do Hogwartu przyszedł list do ciebie – powiedziała
Minerwa okrążając swoje biurko i siadając po drugiej jego stronie. Starsza kobieta
wolnym ruchem położyła na blacie burka śnieżno-białą kopertę z wykaligrafowanym
napisem „Diana Narcyza Malfoy”.
Dziewczyna od razu poznała pismo swojego ojca i odetchnęła z ulgą. Wzięła
kopertę do dłoni.
- Ale dlaczego Pani mi go daje. Czemu sowa go nie przyniosła?
– zdziwiła się blondynka.
- Ministerstwo teraz monitoruje całą pocztę dla uczniów,
dlatego twój ojciec wysłał to do mnie. Zapewne nie chciał żeby ktokolwiek to
czytał – objaśniła szybko. Diana odtworzyła kopertę. Spojrzała na pergamin cały
zapisany zgrabnym, pochyłym pismem.
Droga córeczko,
Pewnie dziwi cię fakt iż dostajesz ten list od profesor McGonnagal,
ale uwierz mi że nie miałem innego wyboru. Nie mogłem pozwolić żeby ktoś z Ministerstwa
to przeczytał. Już je opanowali. Nie mogę wam pozwolić żebyście jechali Hogwart
Ekspresem. Jutro przyjadę po ciebie, Scorpiusa i Marcusa. Rozmawiałem z Blaisem
i jego starszymi synami. Wszyscy uważamy że to najlepsze wyjście. Nie przeżyłbym
tego gdyby wam się coś stało. W domu będzie bezpieczniej. Chociaż tego też już nie
jestem pewny. Wiem jednak że jak będziecie przy mnie to będę mógł was obronić.
Wiem co sobie teraz myślisz. Wierzysz że sama się obronisz, ale to naprawdę nie
są ludzie którym mogłabyś stawić czoła mimo twojej szaleńczej odwagi. Po prostu
tak będzie lepiej. Na święta pojawi się u nas ktoś jeszcze. Moi rodzice. Tak,
twoi dziadkowie. Wiem dobrze że nie wiedziałaś o ich istnieniu, ale ty zawsze pałałaś
nienawiścią do takich ludzi jak oni… Nie miałem odwagi ci tego powiedzieć, bo
musisz wiedzieć że ostatnie swoje lata spędzili w Azkabanie.
Wiem że nie zbyt wiele zrozumiałaś z tego listu, ale nie mogłem
ryzykować. Jakby ktoś to przeczytał mielibyśmy spore problemy. Wszystko wyjaśni
się kiedy po was przyjadę.
Trzymaj się.
Tata
Diana przeleciała jeszcze kilka razy tekst wzrokiem. Nie
miała pojęcia o co chodzi.
Jacy oni?
Kto przejął ministerstwo? Co to za niebezpieczni ludzie? O co w tym wszystkim chodzi
? To rodzice ojca żyją ? Byli w Azkabanie? Zabili kogoś? Czemu mieliby mieć
problemy jakby nie powiedział jej czegoś co powinien?
Diana nie mogła wziąć oddechu. Czuła jak się dusi
przytłaczającym ją strachem i nawałem pytań.
- Panie profesor ja….. Ja muszę zaczerpnąć świeżego powietrza
– wymamrotała i jak oparzona wybiegła z gabinetu dyrektorki. Biegła przez zamek
sama nie wiedząc dokąd. Przypadkowo mijani przez nią uczniowie patrzyli na nią
zdziwieni. Podczas gdy ona biegła przed siebie nie oglądając się na nikogo.
Kiedy tylko wybiegła z zamku uderzyło ją zimne wilgotne powietrze. Usiadła na
ławce, zamknęła oczy i oddychała. Po prostu oddychała.
Na błoniach było już całkiem biało, a delikatne płatki śniegu
opadały na jej jasne loki i rozpuszczały się na nich powoli. Malfoyówna
otworzyła powoli oczy. Wszechobecna mgła, która jeszcze przed chwilą mocno
ograniczała widoczność nieco się przerzedziła. Dziewczyna zaczęła się rozglądać
naokoło. Liczyła że znajdzie tu Jamesa. Chciała mu o tym wszystkim opowiedzieć.
Wiedziała że on jak nikt inny ją pocieszy i pomoże to jakoś wszystko sobie w
głowie poukładać. Diana po chwili dostrzegła stojące w oddali dwie postacie i….
Na Merlina! Ktoś tam przed nimi leżał!
Diana czym prędzej podbiegła do ledwo widocznych postaci.
Kiedy była już całkiem bisko zobaczyła coś czego by się nie spodziewała w
najgorszych koszmarach. Na śniegu leżał skulony chłopak ubrany w ciemny,
splamiony krwią płaszcz. Twarz miał zasłoniętą dość długimi, czarnymi włosami,
wszędzie na około była krew. Cała masa krwi. Diana była przerażona tym
widokiem, ale mimo to rozpoznała w chłopaku swojego przyjaciela.
Nad Severusem stał Louis i kopał go w brzuch. Obok Weasleya
stał James. Potter wyglądał na przerażonego. Próbował uspokoić kuzyna , ale
Diana tego nie widziała. Malfoyówna wyjęła natychmiast różdżkę.
- Drętwota! – wrzasnęła
i obje chłopcy wylądowali na śniegu. Malfoyówna czym prędzej podbiegła do
nieprzytomnego Snapea i obróciła go na plecy. Wyglądał okropnie. Cały był zakrwawiony,
miał złamany noc i podbite oko.
- Słyszysz mnie? Sev…. Bałagam cię… Odezwij się.. – błagała Diana,
a w jej głosie dało się słyszeć desperację. Jednak chłopak ani drgnął. Leżał na
śniegu zakrwawiony, blady i nieprzytomny.
Diana poczuła jak łzy napływają jej do oczu i zaczynają
leniwie spływać po zaczerwienionych od zimna policzków.
- Trzeba go zanieść do Skrzydła Szpitalnego. – Usłyszała czyjś
łagodny głos za swoimi plecami i poczuła czyjąś ciepłą dłoń na swoim
zziębniętym ramieniu.
Ślizgonka odwróciła się gwałtownie i stanęła oko w oko z
Jamesem Potterem. W jednej chwili bez zastanowienia wyjęła różdżkę i przyłożyła
ją chłopakowi do gardła.
- To ty! To ty mu to zrobiłeś! A ja ci zaczynałam ufać… -
wysyczała przez nerwowo zaciśnięte zęby wbijając mu coraz mocniej konicówrę
różdżki w szyję.
- Nie, Diano.. – mówił spokojnie Potter. – To Louis. –
Wskazał na błękitnowłosego chłopaka, który właśnie zaczął się podnosić ze
śniegu.
Ślizgonka na moment zabrała różdżkę z szyi Jamesa i rzuciła
ponownie drętwotę na Weasley’a, po czym znów wbiła patyk w szyję Pottera.
- Ty też! Widziałam. Gdybyś nie był w to zamieszany to byś mu
pomógł – wysyczała blondynka przez łzy.
- To nie prawda. Diano, zobacz On jeszcze żyje. Przenieśmy go
do Skrzydła i tam ci wszystko wyjaśnię… - uspokajał ją.
Diana powoli odsunęła różdżkę od Jamesa i powoli wstała.
******
Już po chwili James niosący na rękach zakrwawionego Severusa
i zapłakana Diana weszli do zamku. Uczniowie odwracali za nimi głowy i patrzyli
przerażeni. Pni Pomfrey również widząc ich przeraziła się.
- Mój Merlinie! – zawołała i poczęła opatrywać Snape’a. Diana
wciąż płakała. James objął ją ramieniem i dziewczyna płacząc w jego pierś
przyglądała się jak Pani Pomfrey krząta się naokoło łóżka na którym James
położył Severusa.
- Boję się, James… - szepnęła. Gryffon przytulił ją tylko
mocniej do siebie.
- Wszystko będzie dobrze... – zapewniał ją całując w głowę.
Po kilkunastu minutach Pani Pomfrey odsłoniła zasłony naokoło
łóżka i podeszła do Jamesa i Diany.
- To nie było nic poważnego. Miał złamany nos, kilka żeber,
podbite oko i stracił nieco krwi, ale jest lepiej niż na to wyglądało. Musi
teraz dużo odpoczywać, ale do świąt się wyliże… - oznajmiła.
- Dziękuję… - szepnęła Diana. – Naprawdę dziękuję…
- Zapewne profesor McGonnagal będzie tu niedługo i będzie
chciała wiedzieć kto go tak urządził, więc przygotujcie się na przesłuchanie…
- Oczywiście – przytknął James.
- Czy… Czy możemy się z nim zobaczyć?
-Tak. Sądzę że tak – dodała starsza kobieta, a na jej twarzy
pojawił się ciepły, pokrzepiający uśmiech.
Malfoyówna czym prędzej podeszła do łóżka, na którym leżał jej
przyjaciel.
- Sev… Jak się czujesz?- spytała pół szeptem łapiąc go za
dłoń. Chłopak uchylił nieco ciężkie powieki.
- Umarłem? – spytał zachrypniętym głosem. Diana zachichotała
cicho z ulgą.
- Jeszcze nie – odparła z delikatnym uśmiechem. – Pamiętasz co
się stało? To Louis cię pobił?
Severus patrzył chwilę na Dianę próbując sobie przypomnieć co
się działo zanim stracił przytomność. Pamiętał że pokłócił się z Jamesem. O
Dianę. Nie podobało mu się to że Potter spędza z nią tyle czasu, a potem
przyszedł Weasley. Śmiał się. Powiedział Potterowi że on jest zwolennikiem
tradycyjnych metod i zaczął go okładać.
Severus już chciał przytaknąć kiedy dostrzegł że Diana nie
jest sama. Lustrował przez chwilę dłoń Pottra spoczywającą na talii Diamy.
- Nie. To był Potter… - powiedział, a głos jego brzmiał jak wyrok.
Potter wyglądał na zdziwionego i przerażonego zarazem. Jak
widać przypuszczał co się za chwilę stanie. Do tej pory łagodny wyraz twarzy Malfoyówny
zmienił się nie do poznania.
- To nie prawda – zaczął zarzekać się James. – Diana, nie
wierz mu… Ja nigdy bym….
- Wyjdź – przerwała mu Malfoyówna zimnym, wypranym z
jakichkolwiek uczuć tonem.
- Skarbie, błagam cię… Przecież on kłamie…
- Nie pieprz głupot, Potter – syknęła. – Po prostu wyjdź i
nie waż się zbliżać choćby na krok do mnie i do Severusa – dodała i zabrała
dłoń Gryfona ze swojej talii.
- Diana… Wydłuchaj mnie… - jęknął błagalnie chłopak.
- Nie chcę cię już więcej widzieć. Wyjdź.
Młody Potter schowawszy twarz w dłoniach wyszedł ze Skrzydła
Szpitalnego.
- Sev… Tak mi przykro – szepnęła opadając na stojący obok
łóżka stołek. – On mi mówił że to Louis… Nie wiedziałam… Powinnam wiedzieć że
mnie okłamuje – dodała ze łzami w oczach wciąż nie puszczając jego dłoni.
- To nic… - szepnął, a w jego głowie zaczęło narastać
poczucie winy już się zbierał żeby powiedzieć Dianie prawdę, ale ona pocałowała
go czule w policzek i szepnęła:
- Prześpij się… Musisz odpoczywać.
Nie potrafił jej powiedzieć prawdy. Tak bardzo ją kochał… Nie
przeżyłby tego gdyby go znienawidziła.
- Najważniejsze że jesteś przy mnie… - odszepnął i przymknął
oczy by oddać się w objęcia Morfeusza.
Uwielbiam Cię *-* Wreszcie napisałaś i masz pisać,jasne ? :D Zarąbista ( Jak zwykle ).Świetnie piszesz :3 Biedny Sev :c Nie lubie Weasley`ów -_- Od zawsze -_- ( No może bliźniaków xD ).Pisz dalej i życzę Weny :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Wszystkich drażniąca - Ravena x D
Hahahaha xd Oczywiście, Pani Raveno. xd Cieszę się że się podoba. Bałam się że już nikt tu nie zgląda. :)
UsuńJa tam lubię Weasleyów, ale Louis dostał te gorsze ich cechy i do tego jest zadufany w sobie jak Fleur. Co tworzy mieszankę wybuchową. :)
Bużki,
Melania Zabini
ale kłamca! też tak kiedyś miałam koleżanka tak na mieszała, że... och... ja miałam w tedy trudny okres. koleżanki myślały, że to ja! potem wszystko się wyjaśniło... pisz tak dalej! uwieelbiam Tw opowiadania! dziękuję za dedykację! uznam to za prezent urodzinowy, ok? no jeszcze raz dziękję i rozdział świetny:!!
OdpowiedzUsuńcałuski i weny
Romilda Asteria Ellis
micmilde.blogspot.com
Świetne! Genialne! NAJLEPSZE!
OdpowiedzUsuńNa początek chcę powiedzieć że nienawidzę Severus'a!
Ale to tylko dlatego że tak ją okłamał.
Kocham James'a <3
I NIE OBCHODZI MNIE JAK CZĘSTO BĘDZIESZ DODOAWAĆ ROZDZIAŁY, TYLKO PO PROSTU JE DODAWAJ!
Pozdrawiam.
Rose.
DUPEK. DUUUUUUUPEK XD
OdpowiedzUsuńZakłamany dupek, tyle powiem. :D
Bardzo mi się podoba blog i rozdział, będę komentować. :D
Genialnie piszesz *-*
I mam nadzieję, że wpadniesz do mnie... xD
Weny ;)
To jest super :D NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ KOLEJNEJ NOTKI :D pisz dalej ~Carolla
OdpowiedzUsuńMasz nową czytelniczkę, moja droga. Świetnie! Na samym początku chciałam podkreślić, że NIENAWIDZĘ Severus'a! Jak mógł tak skłamać? Jestem święcie oburzona tym faktem! Po prostu...grr. Team James ^_^
OdpowiedzUsuńEj, weź zrób tak by Scorpius zakochał sie w Rose, lub na odwrót! Będzie jeszcze ciekawiej ;D
OdpowiedzUsuńBŁAGAM NAPISZ DALEJ :D bo jesteś genialna, nieprzewidywalna, masz talent do pisania i przeczuwania różnych sytuacji i zachowania należą ci się różne formy wynagradzania :D pozdrawiam serdecznie ~Carolina
OdpowiedzUsuńJESTEŚ WSPANIAŁA :)
UsuńBoże, zabiję Snape'a!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńJesteś cudowna! Cholera, to takie oryginalne.
Weny