czwartek, 11 kwietnia 2013

Prolog *


Tego roku jesień przyszła niespodziewanie. Poranek pierwszego dnia września był
orzeźwiający i złoty jak sok dyniowy, a oddechy przechodniów i spaliny samochodowe
unosiły się w zimnym powietrzu niczym pajęczyny, gdy przechodzili przez
zatłoczoną ulicę ku wielkiemu, okopconemu budynkowi dworca. Dwie sowy pohukiwały w
dwóch wielkich klatkach kołyszących się na wierzchu dwóch obładowanych wózków
pchanych przez rodziców. Mała, ruda dziewczynka człapała ze łzami w oczach za
swoimi braćmi, uczepiona ręki ojca.
- Już niedługo i ty też pojedziesz - uspokajał ją Harry.
- Za dwa lata - chlipnęła Lily. - Ja chcę jechać już!
Podróżni na stacji King's Cross patrzyli ze zdziwieniem na pohukujące z
oburzeniem sowy, gdy rodzina przeciskała się przez tłum w kierunku barierki
oddzielającej perony dziewiąty i dziesiąty. Poprzez normalny zgiełk Harry dosłyszał głos
Albusa, najwyraźniej jego synowie kontynuowali sprzeczkę rozpoczętą jeszcze w
samochodzie.
- Nie będę! Nie będę w Slytherinie!
- James, znowu zaczynasz ? – skarciła syna Ginny.
- Ja tylko powiedziałem, że mógłby - James wyszczerzył się do młodszego brata. -
No przecież nic w tym złego. Mógłby być w Sly...
Urwał widząc wzrok matki i zamilkł. Pięcioro Potterów zbliżyło się do barierki. James
rzucił Albusowi zarozumiałe spojrzenie, wziął od matki wózek i ruszył biegiem. Po chwili
już go nie było.
- Będziecie do mnie pisać, prawda? - zapytał rodziców Albus, błyskawicznie
wykorzystując chwilową nieobecność brata.
-Codziennie, jeśli tylko chcesz - obiecała Ginny.
- Nie codziennie - odparł natychmiast. - James mówi, że większość uczniów
dostaje listy z domu raz w miesiącu.
- W zeszłym roku pisaliśmy do Jamesa trzy razy w tygodniu - uśmiechnęła się
Ginny.
- Nie wierz we wszystko, co twój brat opowiada o Hogwarcie - wtrącił Harry. - On
uwielbia się wygłupiać.
Razem popchnęli drugi wózek, lekko przyspieszając. Gdy barierka była już
naprawdę blisko Albus skrzywił się, ale nic się nie stało i cała rodzina znalazła się na
peronie dziewięć i trzy czwarte, spowitym w kłębach białej pary wydobywającej się z
czerwonej lokomotywy. Niewyraźne sylwetki tłoczyły się wokół.
- Gdzie oni się podziali? - zapytał niespokojnie Albus, przyglądając się mijającym
ich zamglonym postaciom wędrującym wzdłuż peronu.
- Znajdziemy ich - zapewniła go Ginny.
Ale para była na tyle gęsta, że trudno było cokolwiek dojrzeć. Harry miał wrażenie, że słyszy Percy'ego
dyskutującego żywo o prawnych regulacjach dotyczących mioteł, więc nawet się ucieszył,
że nie musi zatrzymywać się i witać ze szwagrem...
- Myślę, że to oni, Al - rzekła Ginny nagle.
Cztery sylwetki wynurzyły się z mgły, stojąc obok ostatniego wagonu, jednak
Harry, Ginny, Lily i Albus zdołali ich rozpoznać dopiero, gdy do nich podeszli.
- Cześć - Albusowi wyraźnie ulżyło.
Rose, która już włożyła swe nowiutkie hogwarckie szaty uśmiechnęła się do niego
szeroko.
- Zaparkowałeś bez problemów? - zapytał Ron Harry'ego. - Bo ja owszem.
Hermiona do dziś nie może uwierzyć, że zdałem egzamin na mugolskie prawo jazdy,
czujesz? Uważa, że rzuciłem Confundusem w egzaminatora.
- Wcale nie - zaprzeczyła natychmiast Hermiona. - Zawsze w ciebie wierzyłam.
- Prawdę mówiąc sconfundusowałem go… - szepnął Ron Harry'emu, gdy razem ładowali
kufer i sowę Albusa do przedziału. - A przecież tylko zapomniałem spojrzeć w boczne
lusterko, no i, spójrzmy prawdzie w oczy, normalnie użyłbym zaklęcia superczułego.
Wróciwszy na peron, zastali Lily i Hugona, młodszego brata Rose, pochłoniętych
ożywioną dyskusją, do którego hogwarckiego domu zostaną przydzieleni, kiedy już
przyjdzie ich kolej.
- Jeśli nie będziesz w Gryffindorze, to cię wydziedziczę - oświadczył Ron. - Ale
spokojnie kochanie, nie ma presji...
- Ronald ! – krzyknęła oburzona czarownica o kasztanowych włosach.
Lily i Hugo roześmieli się, ale Albus i Rose miny mieli poważne.
-  On wcale tak nie myśli - uspokajały dzieci Hermiona i Ginny, ale Ron nie
zwracał na nie uwagi. Skinąwszy na Harry'ego, ukradkiem wskazał miejsce oddalone od
nich o jakieś pięćdziesiąt jardów. Para na chwilę się przerzedziła, ukazując cztery postacie
odcinające się na tle unoszącej się mgły.
- Zobacz, kto idzie w naszą stronę.
A szedł tam nie kto inny jak Draco Malfoy, w czarnym płaszczu zapiętym pod szyję w towarzystwie żony, syna i córki. Lekko łysiał na skroniach, przez co twarz zrobiła mu się jeszcze bardziej pociągła.
Jego dzieci były tak podobne do niego jak Albus do Harrego. Widać było że Dracon wcale nie kierował
się w ich stronę ale raczej zmierzał do pociągu pomóc dzieciom załadować rzeczy. Jednak kiedy spostrzegł Giny, Harrego, Hermionę i Rona przez mgłę było już za późno żeby zawrócić, bo znajdował się obok nich. Skłonił się im ceremonialnie.
- Potter, Weasley. – przywitał się obojętnym tonem.
- Witaj, Malfoy. – powiedział Ron nie ukrywając niechęci. Hermiona widząc to szturchnęła wymownie swojego męża.
- A więc to jest mały Scorpius i Diana. - mruknął Ron z udawanym uśmiechem w stronę bliźniaków. Oboje byli pewni siebie i trzymali dumnie uniesione głowy. Zawsze to irytowało Rona w Draconie, więc i teraz patrzył z niechęcią na dzieciaki. - Postaraj się być od nich we wszystkim lepszą, Rose. Na szczęście inteligencję masz po mamie. – szepnął do swojej córki.
- Ron, na miłość boską! - zawołała Hermiona z udawaną surowością. – Jestem Hermiona Weasley. – przedstawiła się synowi Malfoya i podała mu dłoń. Chłopak spojrzał na rodziców, widząc delikatny  uśmiech matki uścisnął dłoń czarownicy i przedstawił się :
- Scopius. Scorpius Malfoy.
Jednak z córką Malfoya nie poszło tak łatwo. Diana lustrowała ją przez jakiś czas wzrokiem, po czym posłała ojcu pytające spojrzenie. Draco wzruszył tylko ramionami. Dziewczyna odczekała jeszcze chwilę.
- Diana Malfoy. – przedstawiła się Hermionie dumnym, wyniosłym głosem, który przywołał czarownicy na myśl jej ojca, aż wzdrygnęła się w środku, ale nie okazała tego tylko uśmiechnęła się do dziewczyny ciepło. Diana nieśmiało odwzajemniła jej uśmiech.
- Taka sama jak jej tatuś… - warkną Ron, który również przypomniał sobie wszystkie docinki Malfoya, które wypowiadane były tym samym wyniosłym tonem. Wyraz twarzy Malfoya zmienił się diametralnie. Już otworzył usta żeby odpyskować coś staremu znajomemu, ale uprzedziła go jego córka :
- Pan wybaczy, Panie Weasley, ale nie sądzę żeby to było coś złego. Wręcz przeciwnie, to powód do dumy. – syknęła dziewczyna patrząc na Rona takim wzrokiem że Rose, Albus i Hugo cofnęli się o krok w tył, a Lily schowała się za ojca. Draco i Astoria uśmiechnęli się tylko pod nosem.
- Ej! Nie uwierzycie kogo zoba….
W tej samej chwili pojawił się James. Pozbył się już wózka, kufra i sowy i teraz
najwyraźniej rozpierały go nowiny. Jednak urwał wpół zdania przyglądając się Dianie która dalej lustrowała Rona morderczym wzrokiem.
- No, no, no… - zacmokał James pod nosem. – Witam piękną koleżankę… James Potter, do usług. – powiedział z łobuzerskim uśmiechem kłaniając się przed Dianą. Na twarzach Harrego, Ginny, Hermiony, Rona, Astori i Draco malowało się szczere zaskoczenie. 
- James, to, to…. To Malfoyówna.! – krzyknął z oburzeniem Ron.
- Ale za to jaka ładna Malfoyówna, wujku…  - zauważył James. Wtedy wszystkim dosłownie szczęki opadły z brzdękiem na podłogę. James jednak niewzruszony cały czas wpatrywał się maślanym wzrokiem w córkę Draco. Diana nie podzielała jego zafascynowania, bo patrzyła na chłopaka z taką miną jakby powstrzymywała narastające mdłości.
- Lepiej będzie jak już pójdziemy odnieść bagaże. – powiedziała lakonicznie Astoria zaskoczona zachowaniem młodego Pottera wobec jej córki.
- Zdecydowanie lepiej. - warknął nienawistnie Scorpius gotowy rzucić się na Jamesa i do upadłego bronić siostry przed niechcianym adoratorem. Cała czwórka ruszyła w stronę wagonów znikając w kłębach pary. Kiedy tylko zniknęli Hermiona nie mogła już dłużej wytrzymać i parsknęła śmiechem.
- Fajną będziesz miał synową, Harry. – wydusiła przez śmiech Pani Weasley. Harrego jednak zaciekawiło coś innego. Przez gęste opary zobaczył Malfoyów żegnających się z dziećmi. Scorpius pożegnał się z rodzicami skinięciem głowy i wszedł do pociągu, ale Diana została. Patrzyła się chwilę na ojca, po czym rozejrzała się na około i już pewna że nikt nie patrzy rzuciła się ojcu na szyję. Harry był pewien że Draco przytulając ją powiedział :
- Nie martw się… Będzie dobrze, zobaczysz. Masz tam Scorpiusa i Zabiniego. Oni nie dadzą nikomu cię skrzywdzić. No już, nie płacz… Zobaczymy się na Święta. Szybko ci zleci, a poza tym będziemy do ciebie pisać….
Harry usłyszał to na własne uszy, ale nie mógł uwierzyć że Draco potrafił się zdobyć na taki ciepły, pełen troski ton. Po chwili Malfoy odsuną się od córki i Harry zauważył w oczach dziewczyny szczere łzy.
- Harry ! - Zawołała Giny wyrywając go z rozmyślań. Pan Potter już teraz już wiedział co takiego zobaczył w jego syn w córce Malfoya. Pożegnał się krótko z Jamesem, a potem z Albusem zapewniając go że nic się nie stanie jak trafi do Slytherinu. Wziął małą Lily na ręce i jeszcze długo po zniknięciu pociągu trzymał dłoń w geście pożegnania.

*Zainspirowane  książką J.K. Rowling „Harry Potter i Insygnia Śmierci” Dziewiętnaście lat później

5 komentarzy:

  1. bardzo mi się podoba i nie mogłam się powstrzymać od śmiechu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj! To było świetne!
    Dokładnie wyobrażałam sobie Hermionę duszącą się ze śmiechu na peronie dziewięć i trzy czwarte.
    Taakkk to piękny widok. :D
    Ale tak serio.. Czemu piszesz raz Ginny, a raz Giny? Albo raz Harry'emu, a raz Harrego zamiast Harry'ego?
    Nie rozumiem... Po za tym wszystko cudnie! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Śweitnie przerobiony Epilog Insygni Śmierci. Ciekawie się zapowiada

    OdpowiedzUsuń