- No przyznaj się ! Coś jest między tobą, a tym nietoperzem !
- Nie nazywaj go tak ! Zachowujesz się jak Potter. Mówiłam
ci już że nic nie ma. Zwyczajnie go lubię.
- To że go bronisz, że cię nie otruł chociaż mógł i że
spędzasz z nim tyle czasu nic nie znaczy? Chyba sobie żartujesz. – dociekała
Vivian. Dziewczyna od kilu dni męczyła Dianę o to samo za każdym razem gdy
przed śniadaniem przychodziła ją odwiedzić do Skrzydła Szpitalnego gdzie
trefiła przez nieuwagę Anastazji Pens – Puchonki z którą jest w parze na
Zielarstwie.
- Kurde, Dianka ! Przyznaj się.
- Kurde, Vi ! Przyznaj się. – przedrzeźniała przyjaciółkę
Diana.
- Ale do czego ?
- Przyznaj się co się stało między tobą, a moim bratem… -
Diana mówiła już poważnym tonem. Ślizgonka usiadła na łóżku szpitalnym obok
przyjaciółki. Ciemnowłosa dziewczyna natychmiast odwróciła głowę w drugą stronę
jakby się bała że w samym jej spojrzeniu Diana odkryje prawdę.
- Zapytaj Scora. – bąknęła Vivian.
- No właśnie już pytałam i on nie wie co się stało że z rana
po imprezie w Noc Duchów powiedziałaś że to koniec. – Malfoyówna patrzyła
łagodnie na Parkinson. – Vivian… Jestem twoją przyjaciółką, ale też i siostrą Scora i pewna że jeśli mój brat coś zrobił to nie
zrobił tego celowo. On się bardzo wtedy spił…. Jestem pewna że on cię naprawdę
lubi.
- No właśnie. Lubi, ale nie kocha i zauważyłam to dopiero tej nocy, bo wcześniej po prostu nie chciałam. – Powiedziała cicho ciemnowłosa
Ślizgonka. W jej głosie słychać było szczery smutek i żal. Diana otworzyła usta żeby coś powiedzieć, ale Vivian
dodała :
-Nie rozmawiajmy o tym więcej, dobrze...?
Blondynka przytaknęła skinięciem głowy. Dobrze wiedziała że
nie ma sensu jej więcej wypytywać, bo i tak już nic więcej nie powie, a tym
bardziej że drzwi do Skrzydła się otworzyły i do łóżka Vivian podbiegła jej
matka. Pansy Parkinson, była zgrabną kobietom o pięknych prostych włosach w kolorze hebanu. Nie była ona zbyt ładna i Dianie jej twarz przywodziła na myśl mopsa, ale Pani… a właściwie Panna Parkinson miała wielu adoratorów, których pozyskiwała dzięki swoim pełnym kobiecym kształtom. Diana spojrzała na figurę matki Vivian, a potem na swoją i poczuła jak jej kompleksy na punkcie niewielkiego biustu powracają. Żeby dłużej nie użalać się nad sobą Diana przeniosła wzrok na przyjaciółkę. Wyglądała na niezbyt zadowoloną z przyjazdu matki. Vivian przyznała się kiedyś Dianie że jej matka nie wie nawet który z nich jest ojcem jej jedynego dziecka.
- Przepraszam, Kochanie. Byłam na wyjeździe służbowym, ale
kiedy wróciłam od razu przyjechałam… - tłumaczyła się kobieta. Vivian wzruszała
tylko ramionami jakby wcale ją nie obchodziło kilkudniowe spóźnienie matki.
Diana wiedziała że jej matka mało wie o Vivian i jej przyjaciołach dlatego
wcale ją nie zdziwiło jej pytanie :
- A ty kim jesteś, Moja Droga ?
- Diana Malfoy. Przyjaciółka Vivian.
- Z tych Malfoyów ?
Kobieta wyglądała na zdziwioną.
- Pani wybaczy, ale w naszym świecie są chyba tylko jedni
Malfoyowie.
- No tak… Ale to znaczy że, że…. Że jesteś córką Draco ? –
zapytała, ale zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie. – Kiedy byliśmy w szkole zawsze się
tak zarzekał że nie będzie miał dzieci, a teraz….
- To Pani znała mojego ojca ?
- Ależ oczywiście, Moja Droga. Byliśmy na jednym roku, przyjaźniliśmy się. – Mówiła z
entuzjazmem, ale kiedy zobaczyła zdziwioną minę córki Draco mina jej nieco zrzedła i zapytała
zrezygnowana :
- Nic ci o mnie nie opowiadał, prawda ?
- Ymmmm…. No nie przypominam sobie.
Matka Vivian pokręciła tylko głową z sentymentalnym
uśmiechem.
- Cały Draco…. – westchnęła.
Rozmowa z Pansy mimo że krótka dała Diane do myślenia.
Zawsze jej się wydawało że jej ojciec był dość spokojny i odpowiedzialny – jak
Score. Dokładnie taki jaką ona nigdy nie będzie. Myślała że nie miewał kłopotów
w szkole i że dziewczyny go zbytnio nie interesowały, już na pewno nie tego pokroju co Pansy Parkinson. Wtedy Malfoyówna przypomniała
sobie słowa ciotki Daffne, kiedy zapytała ją o dziwne znamię na przedramieniu
Pana Malfoya… „Wiem że ci się wydaje że twój ojciec był święty, ale tak
naprawdę było z niego niezłe ziółko.” -brzęczało jej w uszach.
Nie, to niemożliwe ! Zmyśliła wszystko,
próbowała przekonać samą siebie. Jednak spokoju nie dawały jej słowa ciotki i
ton którego Pansy użyła mówiąc że byli przyjaciółmi.
- C-Cześć… - usłyszała za swoimi plecami. Blondynka odwróciła
się za siebie nerwowo wyrwana z
rozmyślań.
- Ahhh… To ty. – dziewczynie wyraźnie ulżyło na widok
Severusa.
- A któż by inny mógłby się tak spóźnić na śniadanie ? –
powiedział i delikatnie uniósł kąciki ust na wznak nieśmiałego uśmiechu. Diana już jakiś czas temu odkryła że Sev to całkiem
miły chłopak z którym da się pogadać. Mimo że znała go niedługo ufała mu jak
nikomu i opowiadała o wszystkim, a im częściej z nim rozmawiała tym częściej
Sev się uśmiechał.
- Ej… Co się dzieje ? – spytał łagodnie widząc że z
dziewczyna czymś się przejmuje.
- N-Nic… - wymamrotała powstrzymując łzy. Przecież się tu
nie popłaczesz na środku korytarza, skarciła samą siebie i uśmiechnęła się mało
przekonująco. Myślała że to wystarczy. Jednak Sev nie dał się zwieść. Dobrze
widział że Ślizgonkę coś gryzie. Chłopak chwilę zbierał się w sobie, ale
podszedł do Diany i przytulił ją do siebie. Malfoyówna była wdzięczna Merlinowi
za takiego przyjaciela. Wtuliła się w jego
ramiona
sprawiające wrażenie chudych. Okazało się jednak że wbrew pozorom są silne. Dziewczyna uspokajając
się wdychała zapach koszuli Seva. Pachniała ona doskonałą, orzeźwiającą mieszanką piżmu i
mięty. Nagle na końcu korytarza pojawił się James Potter, a właściwie to co z
niego zostało, bo chłopak wyglądał od tygodnia okropnie – podkrążone,
nieprzytomne oczy, ziemista cera, krawat zawiązany byle jak. Snuł się po
korytarzach jak cień, ciągle się gdzieś spóźniał. Diana nie wiedziała czemu ale
na widok Pottera odsunęła się nagle od Sevea.
- Cześć, Malfoy… - mruknął pod nosem. Dianę przeraził ton
głosu Pottera. Był taki pusty, zrezygnowany, pełen bólu i cierpienia. Diana nie
mogła uwierzyć że ten sam chłopak jeszcze w niedzielę sprzeczał się z jej
bratem i po raz setny pytał ją czy się z nim umówi.
- Snape... – wycedził przez zęby i spojrzał nienawistnie
na Seva, a dokładniej na jego dłoń. Diana dopiero teraz zauważyła że Sev trzyma
ją za rękę. Natychmiast ją puściła. Potter wywrócił tylko oczami i wszedł do
Wielkiej Sali z impetem zatrzaskując za sobą drzwi. Kiedy drzwi huknęły
powstała krępująca cisza, którą przerwał jako pierwszy Severus :
- Sądzę że też już powinniśmy wejść. – powiedział bez
przekonania.
Diana skinęła tylko głową i weszli do Wielkiej Sali.
- Siadasz obok nas ? – spytała cicho Diana kiedy weszli do
Sali.
- Nie, dzięki… Siądę tam gdzie wcześniej. – odpowiedział.
Diana poznała że trochę jest chyba na nią zły, ale przecież nie ma o co.
Przecież są przyjaciółmi. Nie miała żadnego powodu żeby trzymać go za rękę. Dziewczyna
udała się w stronę swojego miejsca przy
stole Slytherinu. Obok swojego brata, Vivian, Marcusa i Albusa.
- Hej, Kochanie. – Mac pocałował blondynkę w policzek.
- Cześć, siostra. – skinął jej głową Score, a Vivian i Al
pomachali jej tylko zajęci jakąś ostrą dyskusją. Diana wysiliła się na blady
uśmiech, usiadła na ławce, posmarowała sobie tosta masłem i zaczęła go jeść.
Słuchała dyskusji swoich przyjaciół na temat milczenia narzuconego przez ministerstwo na
wszystkie sprawy dotyczące wojen o Hogwart.
- Mało tego że nikt nam nie może o tym opowiedzieć, bo go
wsadzą do Azkabanu to podobno jeszcze przed świętami za nauczyciela OPCM mają
nam dać kogoś z ministerstwa.
- Słyszałem. Ojciec mówił że mają też zmienić program
żebyśmy nie uczyli się w ogóle walczyć Nawet teorii, bo jak twierdzom „Voldemorta już nie
ma, więc nie ma z kim walczyć.”
- Przecież to niedorzeczne !
Diana nie dyskutowała z nimi choć w innych okolicznościach
miałaby sporo na ten temat do powiedzenia, jednak jej myśli zaprzątał pewien
Gryffon z siódmego roku siedzący przy stoliku naprzeciwko i mieszał łużeczką z
obrzydzeniem w swojej herbacie. Całe pokłady energii w Jamesie po prostu z
niego wyparowały z dnia na dzień. Jak to w ogóle możliwe ? Jej rozmyślania
przerwały sowy wlatujące przez okno do Wielkiej Sali z pocztom. Kiedy tylko
nowiutki egzemplarz Proroka Codziennego sowa upuściła na stół przed Malfoyówną
zaczęła go nerwowo przeglądać. Właściwie nie wiedziała do końca czego szuka.
Chyba wieści o śmierci kogoś z rodziny Potterów, albo Weasleyów, bo to byłoby
jedyne logiczne wytłumaczenie zachowania Jamesa. Nie to żeby się o niego
martwiała, ale cała sprawa ją..... zaciekawiła. Jednak żadnych z przewidzianych informacji nie znalazła. Przejrzała dokładnie nazwiska w rubryce osób zaginionych i tych którzy umarli ostatnio i nic. Diana rzuciła zrezygnowana gazetą o stół. Zauważyła że jej przyjaciele zakończyli jakiś czas temu dyskusję i przyglądają jej się z wymalowanym zdziwieniem na twarzy. No tak... Musiała dziwacznie wyglądać przegrzebując tak nerwowo Proroka.
- Ja też się martwię o Jamesa, ale nie sądzę żeby to było związane ze śmiercią kogoś z naszej rodziny... Myślę że powód jego zachowania jest bliżej niż myślisz. - mruknął Al jako pierwszy przerywając ciszę.
- JA SIĘ O NIEGO NIE MARTWIĘ. - warknęła Ślizgonka. Nałożyła sobie trochę sałatki i zaczęła w niej dzióbać widelcem.
- Dianka... Przecież widzę... - powiedział Al uśmiechając się do niej lekko. Oj tego było za dużo. Ona ? Malfoyówna, Ślizgonka Miałaby się martwić o jakiegoś durnego Pottera ? Niedoczekanie. Dziewczyna wstała z miejsca. I spiorunowała wzrokiem młodszego Pottera. Gdyby wzrokiem można było zabić... to młody Al już dawno leżałby zimny i nieruchomy na posadzce. Marc i Vivian odsunęli się kawałek, a Scor nachylił się gotowy w każdej chwili złapać siostrę. Wszyscy byli pewni że zaraz wyjmie różdżkę.
- Ja też się martwię o Jamesa, ale nie sądzę żeby to było związane ze śmiercią kogoś z naszej rodziny... Myślę że powód jego zachowania jest bliżej niż myślisz. - mruknął Al jako pierwszy przerywając ciszę.
- JA SIĘ O NIEGO NIE MARTWIĘ. - warknęła Ślizgonka. Nałożyła sobie trochę sałatki i zaczęła w niej dzióbać widelcem.
- Dianka... Przecież widzę... - powiedział Al uśmiechając się do niej lekko. Oj tego było za dużo. Ona ? Malfoyówna, Ślizgonka Miałaby się martwić o jakiegoś durnego Pottera ? Niedoczekanie. Dziewczyna wstała z miejsca. I spiorunowała wzrokiem młodszego Pottera. Gdyby wzrokiem można było zabić... to młody Al już dawno leżałby zimny i nieruchomy na posadzce. Marc i Vivian odsunęli się kawałek, a Scor nachylił się gotowy w każdej chwili złapać siostrę. Wszyscy byli pewni że zaraz wyjmie różdżkę.
Wow świetne ;) Bardzo ciekawie piszesz...Ale Hogwart? Nie lubię jak ktos korzysta już z gotowych pomysłów...ale ciekawe ;)
OdpowiedzUsuńŚwietne. Wkradło się tylko kilka małych błędów. Na przykład, jeśli piszemy, że kotoś był "kobietĄ", to nie "była kobietOM".
OdpowiedzUsuńLecę teraz czytać inne notki ;p
www.albuspotteri.blog.pl
Dzięki. Poprawię. :)
Usuńjeeej, ale się wciągnęłam! Świetnie piszesz! czekam na nastęny rozdział :)
OdpowiedzUsuńświetny świetny!
OdpowiedzUsuńGenialne <3 kiedy kolejny?
OdpowiedzUsuńŚwietny blog! jest taka możliwość żebyś informowała o nowych rozdziałach na tt? :)
OdpowiedzUsuńTak, Oczywiście. Zapraszam :) https://twitter.com/MelkaZabini
Usuńwow <3
OdpowiedzUsuńŚwietny blog, co ile dodajesz rozdziały? :DDDD
OdpowiedzUsuńNormalnie co dwa tygodnie, ale miałam problemy z internetem. :c
Usuńczekam na nn ;)
OdpowiedzUsuńłołołoł Wszystko idalnie, ale mam drobną radę, jeśli pieszesz znaki interpunkcyjne, nie stawiaj przed nimi spacji. Treść- świetna. Ciekawe co się dzieje z jamesem
OdpowiedzUsuńPozdrawiam